2009 (3)

04/07

вагома подія з життя псів Ходорівщини – гонитва довкола дерева


06/07

Ходорів – місто над ставом чи місто сільського типу?


10/07
хочу жити в Франику
Порт Франківськ прийняв мене штормовою погодою
В літературному музеї ні слова про станіславовський феномен, хоча повно фотографій усіляких нікому невідомих літературних пенсіонерів. Андрухович присутній тільки як голова АУП
я якось не наважилась зачепити „А є у Вас такий Прохасько…”
хочу жити в Франику, щоб в звичайнісінький газеті, такій яку купуєш в кіоску за гривну і п’ятьдесять копійок знаходити статті підписані „Тарас Прохасько”
Є і „Є”
деруни в пивниці навпроти під’їзду в яким ховаєшся коли злива і йде град
сторінка АУП довше не працює, дебільний план побачити-де-жиє-Прохасько не здійснюється
але Озеро є, а шпацер довкола нього чарівний
хочу побачити річку без якої Порт Франківськ не був би самобутнім
стежка веде мене до Бистриці все відбувається інтуїтивно і це кайф по дорозі пилюка калюжі милуюся крихітними хатинками краплами дощу плющчовими цеглами неіснуючих фабрик
веселкою
побачити весну зиму і осінь в один день гарно ледво встигнути всісти в останній поїзд який не приходить вночі чути плач маля яке вперше в потязі читаючи про смерть Майкла Джексона РОСІЙСЬКОЮ


14/07

powrót do domu nie ma sensu gdy Ty jesteś daleko chcę iść z tobą do Familijnego po fajki

tysiąc kilometrów stąd pijesz poranną kawę beze mnie. takie zło nigdy nie powinno było się wydarzyć.


22/07

wymazywanie

gra w oszukiwanie wspomnień

game in cheating memories

гра у обдурювання спогадів


25/07

śniadanie: bułka ze stresem


26/07

Kiedy dorosnę, chcę zostać zielarką

po latach przyznaję rację Dziadkowi – agrest JEST lepszy niż cukierki

stawiam pierwsze kroki w konkurencji: rzut ślimakiem za płot

конюшинин вінок не плетиться, czy, jak powiedziałby wujek Oleś: pleść wianek nie jest prosto

нові імена української літератури: Карпа (від більших давок нудить)


28/07

Bądź jak delfin, łagodny i mocny (ks. Jan Twardowski)

co kojarzy się z Bohdaną Matijasz:

*

ті що люблять подивися які вони прості і красиві
делікатні як найперше ранкове світло
безтривожні як голуби

ті що люблять поглянь як багато вони віддають
і як легко усе що приходить приймають
подивися на їхні долоні повні скарбів
на їхню шкіру на їхні очі на усміх
радісний і щасливий на їхній спокій
погідний як літній вітер

ті що люблять вони як дельфіни
що вистрибують із води веселі й лагідні
розбризкуючи довкола сотні бризок
розливаючи довкола стільки світла

навчися в них дякувати за все що є і чого немає
навчися приходити довірливо й лагідно
і відходити просто

як світло увечері гасне як птах засинає
як вода що тече в землю вертається


29/07

o godzinie 01:23 zaobserwowano zjawisko paranormalne: przyszedł Linuks


30/07
przygody niedoszłego kota-samobójcy. seria druga


02/08

jak bardzo trzeba upaść na głowę, żeby hodować purchawkę?


03/08

wszystkiemu winny jest wiatr


04/08

w ilu miejscach może się schować średniej wielkości kot?


05/08

 twój szczęśliwy numerek

(Ост. Слив.) і кричав, …., відкрийте шлюзу йогурту з соком

z CB-radia, powiedziane leniwym, beznamiętnym głosem: przejdziesz całe Opole – raptem 2 godziny, a potem możesz śmiało ruszać na autostradę
(dowcip wyrafinowany i subtelny; efekt komiczny murowany)


08/08

srdko serdce

довгождан. мил. прибуває


10/08

wyrywa(my) trawę spomiędzy brukiwok przed domem. moje zdolności motoryczno-logistyczne plasują się gdzieś na poziomie dwulatka. PAROWOZIK


14/08

czyli jeszcze nie 14. ale już nie 13., czytaj jest godzina 00.01 i później. tu dialogi na cztery nogi:

M: Nie no przecież muszę wziąć jakieś ciuchy nad morze
Ł: A nie możesz chodzić codziennie w tym samym skoro będziemy w różnych miejscach?
M: Bo ja się mocno pocę.

M: Mówienie „Kocham cię” jest nudne, mogę mówić „BRUM”?
Ł: BRUM

M: Nie bierz tej wody kolońskiej, po co Ci, jest ciężka.
Ł: Bo ja chcę pachnieć.

Ł: Od dziś zacznę Ci mówić „BABCIU”.

4 km (Sopot),  start: na liczniku 330 [czytaj: czternastego w dzień, który chylił się już ku zmierzchu i potem, kiedy już się przechylił, wysiedliśmy z pociągu pośpiesznego w Sopocie (z przesiadką w Poznaniu). i rowery wysiadły. i nawet sakwy; kupiliśmy jajka w Carrefourze i dotarliśmy na pole namiotowe i nawet się rozbiliśmy w ciemnościach, wszystkie te czynności zajęły nam 4 km; a w momencie rozpoczęcia Skomplikowanych Obliczeń na liczniku było już 330 km DST (w odróżnieniu od 4 km TRP); ten rodzaj licznika powinno się chyba nazywać Licznikiem Teoretycznie Wiecznym, choć założenia są szczytne, atoli jego żywotność kończy się wraz z żywotnością maleńkiej bakteryjki.i zer może zabraknąć]


15/08

nakręć jajecznicę i rekord picia kawy na molo. padł. a kawa była dobra i była do gofra.

legendarne carpaccio, które, stwierdzam to z żalem, ktoś umieścił w spisie dań drugich

zyskaliśmy ogólne wyobrażenie o operze leśnej. wiemy na przykład, że jest w lesie.

> 6,40 km (Sopot)


16/08

noc i żuraw i poczta i święta brygida, heweliusz i stocznia i noc, w której pedałujemy po ścieżkach rowerowych

> 41,64 km ! (Sopot-Gdańsk i Gdańsk-Sopot)


17/08

dzikie plażowe koty przychodzą czasem na parkiet smażalni, ale to my usilniej polujemy na nie niż one na zawartość naszych talerzy

idea, żeby jechać brzegiem morza, z bagażnikami nielicho obciążonymi wsjaką wsjaczyną, mówię to z wyżyn swojego Doświadczenia, opartego na faktach autentycznych i empirycznie sprawdzonych, jest szalona

pomnik zaginionych zatopionych okrętów i Dżozefa Konrada i Ł: – a ja myślałem, że akwarium to jest tak szybka, w której pływa woda i rybki

szukanie tego campingu jest zajęciem daremnym, bo istnieje on już tylko na mapie. rozbijamy się więc na zielonej trawce

Ł: Seks?
M: Nieeeeeeeee. Spaaaaaać.
(Leżymy w namiocie i na każde pytanie odpowiadam: Spaaaaaaać.)

> 20,42 km + ~ 2-3 km (Sopot-Gdynia)


18/08

piękny słoneczny poranek z kawą, kanapką, namiotem schnącym od kropel, stróżami ładu i porządku, szumem morza

M: Mogliśmy się rozbić u harcerzy w stanicy, postawilibyśmy im piwo. (po chwili) – Harcerze nie piją, nie?

Dar Pomorza i Bar Pomorza, my wszak lądujemy (i rowery i  sakwy i każda część bagażu osobno, a sztuk bagażu jest co najmniej 7 i trampki) w tramwaju wodnym do Jastarni, gdzie silny wiatr i zdjęcie z Banderą(1)

(Jastarnia) wypić lokalne piwo z miejscowym – bezcenne

(Hel) wyrafinowane, wieloetapowe i wieloskładnikowe regularne spaghetti a’la bolegnese przyrządzane w lesie na camping gazie sztuk jeden – very slow food. Do tego, jak zwykł powtarzać Ł., składniki pochodziły z welu rejonów kaszubskich, a sól (z pieprzem) to nawet i z Holandii. zastaje nas zmrok, a potem noc.
ale żadne, podkreślam, żadne względy praktyczne nie przekonają mnie do pulpetów w sosie marki Pudliszki, czy jakiejkolwiek innej.

podczas przygotowywania wieczerzy popijamy piwo i słuchamy radia. radia Gdańsk [nieopierzone tudzież chaotyczne, notatki  na gorąco:
. lekcja kaszubskiego – wiadomości po kaszubsku w radiu Gdańsk – zrozumieć ni w ząb

. Radiowi Białorusini w Gdańsku (szkoła) – czemu mówią po ros.? Pewnie w radiu nie było tłumacza (wersja optymistyczna)]

meldujemy się na kempingu “Wrota Helu” (nazwa którego przywodzi na myśl sformułowania „Road To Hell” oraz „Wrota Piekieł”)

>20, 56 km [Gdynia – prom zwany tramwajem wodnym – Jastarnia] (Jastarnia – Hel)


19/08

rozmyślania nad żywotem latarnika, który nie jest już taki jak kiedyś, wyrzutnie rakiet V2 i cypel, a tam plaża, wiatr, morze, słońce i błogi niebyt po skrzętnym ubraniu się od pasa w górę i po nadgarstki

2 niezrobione zdjęcia

bardzo agresywny mały kot

kto nie ma w głowie, ten ma w nogach – 8 km (w kwadrans i obie strony). bowiem ładowarka do bat. została w kontakcie z mikrofalówką za firanką.

uciążliwa konieczność korzystania z nadto falistej na dłuższą metę drogi poboczorowerowej

Jastarnia. namiot piwny dla miejscowych naprzeciwko smażalni dla turystów. once again. robimy sobie festiwal rybek z puszki pod miejscowe piwo Amber. pan z psem bardzo podobnym do Fiony oraz pan z rowerem rozmawiają nieopodal po kaszubsku. zrozumieć ni w ząb. once again. ciekawość, jak to jest, kiedy Kaszub przełącza się na polski; czy istnieje surżyk? (każdy bilingwizm jest fascynujący) – niezaspokojona. spotykamy za to autora dalszej koncepcji naszej wyprawy.

słodkie zmęczenie

niepoprawny zmarzluch

tak jakoś wychodzi, że najbardziej malowniczy odcinek trasy, tam gdzie bardzo wąski pasek lądu, piękne widoki na zatokę i Kuźnica Helska, stolica rybaków niezwykła miejscowość o szczególnym charakterze rybackim, zupełnie inna niż pozostałe [składnia oryginalna] – pokonujemy w nocy. Ł. i tak jest zachwycony, co chwilę zadziera głowę i przeżywa chwile uniesienia, bo “czegoś takiego” jeszcze nie widział
ja w tym czasie ględzę, marudzę, sieję defetyzm i snuję marzenie o gorącej herbacie
marzenie się ziszcza

> 30,64 km (Hel – Chałupy)


20/08

> 0 km, Chałupy. bo dzień plażowy.

na plażę koniecznie zabierz lemoniadę (byle tę lemon-and-nada). zrobiwszy dokładny przegląd okolicznych kiosków i pawilonów spożywczych.

Skora do zabawy, po szczenięcemu łasząca się i ufna Tequila powinna mieć obok tabliczkę „Uwaga, pies jest mokry”. No i podobno może przewrócić, ale akurat to zagrożenie jakoś do mnie nie trafia.

legendarne ruskie i z jagodami w barze Ania


21/08

rozgrzany słońcem nudysta
nudzi się na plaży
nudystów
milczene

ulica dr Oetkera istnieje naprawdę (niejako w przeciwienśtwie do plaży nudystów). o której śpiewał Wodecki

deczko przerażeni zjeżdżamy z ruchliwej drogi na której poruszamy się w niekompletnym oświetleniu. a tiry trąbią, że i zmarły wstanął by z grobu. a więc pierwsza w lewo w pole.

a na polu, gdy już namiot został rozbity pod gruszą i osłoną nocy:
M: Czemu świecisz w tą herbatę?
Ł: Fajna, nie?

zaś po odkryciu że grunt pod członkami nie jest, oględnie mówiąc, idealnie płaski:
M: Chcesz seks na krecie?

> total 487 km w obliczu niewyzerowania stanu wyjściowego i niechęci do rachunków, które miałyby zrekonstruować daną wielkość DD, jak dystans dzienny (Chałupy –  ~ Sulicice, pole)


22/08

poranek z krową

tamten las jest mój, powiedziane z dumą

chłopska szczodrość nie ma granic i jak sobie radzić z nadbagażem w postaci obfitych płodów jabłoni papierówki; niestety już nie tak smakowicie twardych, soczystych i rozkosznie kwaskowatych jak to bywa Na początku

błogosławieństwo pierwszego sklepu na trasie

Krokowa. Zespół pałacowy i zamek, czy też Zespół parkowy i zamek. z fosą. nad dawną posiadłością barona von Krockow powiewa flaga do złudzenia przypominająca ukraińską. to że błękit, no … granat bardziej przypomina czerń jest szczegółem doprawdy nieistotnym.

M: Sikuu!
M: Przejdziemy się tą alejką?
Ł: Ale idziemy siku?
M: Ale tak romantycznie, nie?
Ł: Tak romantycznie idziemy siku.

pomimo podchodów Ł. (laurkowych i lukrowanych) landlady pizzerii w Krokowej nie zdradza Tajemnicy Sosu Czosnkowego

niezupełnie znaleźliśmy to miejsce, gdzie jest brama i stróż, co pozwala rzucić okiem na włości niezbudowanej elektrowni atomowej

ale jezioro tak (po dramatycznym epizodzie na dróg rozstaju)
ciszę i spokój – niezupełnie

(Noc, po tym jak uparty harcerz rozpalił ognisko i ono dogasło)
–  Przeklinać należy ze smakiem.
problem w tym, że nie wiem, komu przypisać tę błyskotliwą wypowiedź. Ł.?

> 15,83 km (Sulicice – J. Żarnowieckie)


23/08

rano: Ł. – I śniło mi się, że mam supermoce, mogę latać i tak dalej…

podziwiamy urzekającą architekturę elektrowni szczytowo-pompowej

jest niedziela i w sklepie po drugiej stronie jeziora kupno pieczywa jest niemożliwością

za to całą długością jednej karimaty rozkładamy się nad wodą i gotujemy obiad. w menu na dziś pulpety z puszki (którym postanowiłam dać szansę, bo wydawało mi się, że stanowią znośną alternatywę dla fasolki po bretońsku. nie.) i makaron.
tłuste menażki myjemy metodą turystyczną przy użyciu piasku i wody z jeziora.

potem poszukiwanie jeziora choczewskiego w lesie i w nocy według wskazówek pana ze stacji benzynowej, kłócimy się o drogę i nie mam racji. jestem śmiertelnie przerażona.

wszak jezioro się znajduje i znowu rozbijamy się na nielegalu (też był tu KIEDYŚ kemping, a teraz zakaz biwakowania), tym razem bez konsekwencji

> 23,24 km (J. Żarnowieckie – J. Choczewskie)


24/08

rano obserwuję ławice ryb (małych) z pomostu, który, jak wynika z tablicy z mapką poglądową, jest pomostem wędkarskim, nie kąpielowym, a Ł. odbywa niezapomniany dialog z łąbędziem
pojawia się również pan, który opróżnia kosze drewniane poweekendowo pełne

obiad jemy tym razem wystawny w Sarbsku
nad miejscowym jeziorem kontemplujemy zachód słońca

droga prowadzi malowniczo wśród gigantycznie zielonych okazów ni to skrzypów ni to widłaków

przed Łebą odkrywamy drogę zaskakująco asfaltową, której nie ma na mapie. dzięki niej unikamy przykrej konieczności podróży drogą na mapie boleśnie czerwoną
i pozbywamy się kilku zbędnych kilometrów

w Łebie pan o nieuświadomionym talencie komicznym dwakroć przekraczającym Grzegorza Halamę na skrzyżowaniu tłumaczy nam obficie, którędy dojechać do centrum

na kempingu tak jakoś kręcimy nosem, że dostajemy cenę preferencyjną

> 35, 78 km (J. Choczewskie – Łeba)


25/08

> Łeba, 0 km (dzień plażowy)

nasz zamek z piasku jest obiektem zakrojonym na szeroką skalę, z licznymi inkrustracjami i elementami roślinnymi, potężnym, wspaniałym i jesteśmy z niego dumni.
gdybym była wtedy po lekturze prologu do
Podorożi uczenogo doktora… Majka Johansena, z pewnością spostrzegłabym, że zamek nasz jest przestrzenny jak mezzotinta
i byłby to komplement najwyższy

jak dowiadujemy się na piętrze, tajemnicą włoskiej pizzy jest ta odrobina kaszy mannej do ciasta


26/08

> Łeba, 0 km (dzień plażowy)

rano (z sennika kosiarza): – Zaraz, jak to się stało, że zostałem piratem… Aha, szukałem pracy.

można zjeść rekina, tylko po co?

talerzyk pirata, spożywany na piętrze, jest naprawdę niczego sobie

jest koniec sezonu, nigdzie nie można dostać lodów z wybuchającą posypką


27/08

> Łeba/ pociąg, obliczeń nie prowadzono

M. – Dlaczego mamy zaświecone światło?
Ł. – Żeby nie jechać jak bydło.

w puściuteńkim, wielkim jak stodoła przedziale bagażowym na podłodze otwieramy ogień a potem siorbię ciepłą maź tylko połowicznie przypominającą kisiel

a świetlówka skrzypi


05/09

Dzień w którym Magda i Piotrek powiedzieli sobie sakramentalne TAK albo Alanis Morisette wychodzi za mąż


08/09

. (dramatycznie:) Na ulicy Leszka Białego rozstaliśmy się i każde pojechało w swoją stronę.

On twierdzi, że nadal mnie kocho i wieczorem mnie hyci.


11/09

Львів (живемо в Надії.)

[мовознавчі запискм прямо з Форуму Видавців:
potik dumannja
literaturshchyna
ne mozhna sydity na wsix stiljcax vodno4as (як потім скаже Тарас: як сказала Богдана Матіяш, не можна сидіти на всіх стільцях водночас)]

do Ł.: – Spróbowanie wszystkich ukraińskich piw zajęło mi trochę czasu, ale nie był to jeden dzień.


12/09

можу пити без жодних наслідків. …але не горілку.

піч поезії (licentia poetica належить Жадану)


16/09

(живемо в Богдана)

каштани в кишенях


18/09

Львів, вул. Тютюнників – Ворохта


19/09

Ворохта – Дземброня (таксі) – Коліба під Смотричем

Ł. – Sądzę, że oni schodzą w konkretnym celu, żeby zejść.


20/09

Коліба під Смотричем – Піп Іван (туди і назад) – перевал між Бухатим Каменем і чорногорським хребтом


21/09

перевал між Бухатим Каменем і чорногорським хребтом –– Несамовите Озеро

долати відстані

Ł. – „Nie Loniaj na mnie”


22/09

Несамовите Озеро – Говерла – Заросляк

 

Leave a comment