wątek dżemu | 6 września 2010

Teraz chcieliby już tylko cało dotrzeć do domu, bo kiedy jechali z Karcag do Budapesztu, cały czas mijali po drodze kolumny rosyjskich ciężarówek i czołgów. „To niemożliwe – na to wujek Kaposi – przecież teraz, kiedy sowieckie wojska opuściły Budapeszt, właśnie toczą się pertraktacje, żeby Ruscy opuścili całe Węgry”. „Oby miał pan rację – wymamrotał kierowca z cieniem nadziei w głosie. – Boję się jednak, że rację będą mieli Rosjanie, bo są silniejsi”. Najpierw zdjęliśmy kilka worków ziemniaków i mąki, jabłka i gruszki w skrzynkach różnej wielkości. Potem żywe gęsi i kaczki w drucianych klatkach, płócienne worki z fasolą, makiem, małe i duże wiaderka smalcu, kilka połci słoniny i boczku. Niezliczone ilości słoików dżemu i miodu. Ani jeden nie stłukł się w czasie długiej podróży. Niektóre miały nalepki z nagryzmolonymi napisami: morela, gruszka, pigwa… Zauważyłem, że wujkowi Istvánowi płyną z oczu łzy. Ustawiał na półce dżemy.” (István Kovács, Lustro dzieciństwa, s.191)

|

“На великому письмовому столі у вітальні ціле літо були простелені газети і стояло варення у великих металевих тазіках, як називала їх мама. Варення було спершу полуничним, потім суничним, порічковим, аґрусовим, айвовим і з чорноплідної горобини. Сливи і вишні закручували у власному соку, а з яблук і чорної смородини робили домашнє вино. У дитинстві Ляна любила сидіти поряд із ще теплим варенням і вдихати лінивий солодкавий запах, який так добре пасував до літньої спеки, спітнілої мами на кухні і грінок, вимочених у молоці і смажених на салі. Дні літніх канікул, які не було чим заповнити, тягнулися в безкінечність, як густа патока з ложки варення, приторний смак якого можна було мінімально урозманітнювати, додавши до варення сметани або поклавши товстий шар повидла на білий хліб з маслом. (…)

Ляні дозволяли збирати пінку з варення і їсти її з блюдца, потай вона тою самою ложкою сягала до великої миски, хоча мама не дозволяла цього робити, бо боялася, що варення скисне. Але жодного разу воно так і не скисло, запаси закінчувалися ще задовго до кінця весни, і Ляну щоразу дивувало, як їхня сім’я із трьох чоловік встигала з’їсти за зиму і весну таку неймрвірну кількість закруток. У кінці літа банки щільнимим рядами вишиковувалися на всіх десяти полицях комори, розташованої навпроти кухні, і там навіть бракувало місця на неодмінні щосуботні солодощі, які вони з мамою пекли і перемащували щотижня, у п’ятницю ввечері.” (Наталька Сняданко, Комашина тарзанка, с. 186 passim)

moj palnoj psychologiczeskij patret* | 23 grudnia 2009

“– Na prawo czy jak? – z takim oschłym pytaniem zwrócił się Selifan do siedzącej obok dziewczynki, wskazując batem na pociemniałą od deszczu drogę pomiędzy jaskrawozielonymi, odświeżonymi polami.
– Nie, nie, już ja pokażę. – odrzekła dziewczynka.
– Którędy? – rzekł Selifan, gdy podjechali bliżej.
– Ano tam! – odpowiedziała dziewczynka wskazując ręką.
– Ech ty! – powiedział Selifan. – Przecież to jest na prawo: nie wie, gdzie na prawo, a gdzie na lewo!” (M. Gogol, Martwe dusze, tłum. W. Broniewski)

|

“Табличку множення я знаю лише до семи. (Якби не калькулатор, то мене б і з продавщиці вигнали.) Але табличка множення не має значення, коли до справи береться любов. Любов перемагає все. Любов нестерпна – і в цьому її… як це слово?… шарм. Він пробачить мені табличку множення, бо все решта в мені досконале. Жінка найперше мусить бути жінкою, а вже потім –  уміти рахувати.” (Т. Малярчук, Звірослов)

|

|

__________

* inspirowane rozmową studentów prawa, zasłyszaną w autobusie (jak nietrudno przewidzieć, autobusie jadącym do BUW-u), studentów, którzy nawet w profilach na fejsbuku doszukiwali się portretów psychologiczncych. żartem, oczywiście.

Studenci prawa to w ogóle naród ciekawy. Inna grupka spotkana znad naleśnika z bardzo gorącym wsadem jabłkowym przy jednym stole w cafe-team (jak nietrudno się domyślić, w BUW-ie), i co więcej i co może się wydać poniekąd istotne, grupka studentów prawa pierwszego semestru pierwszego roku, porzuca temat zerówek, USOS-u i Zagadek prawa rzymskiego na rzecz  tematu poprawy relacji jednego ze zgromadzonych z matką. …I otóż, w toku rozmowy,  rozmowy swobodnej i przyjacielskiej, jak mniemam, pada: Ale ja to zrozumiałam literalnie.
Hospody!

psy i koty середньовіччя, za Umberto Eko | 23 grudnia 2009

(328)
Pies, zwierzę spośród innych najdoskonalsze, mające najwyższy dar bystrości, rozpoznaje swego pana i jest przyuczony do polowania na dziką zwierzynę w kniei, do strzeżenia stad przed wilkami, pilnuje domu i dzieci swojego pana, a czasem pełniąc obowiązek obrońcy pada zabity. Król Garamant, wtrącony do więzienia przez swoich wrogów, wrócił do ojczyzny, bo odprowadziła go sfora dwustu psów, które wywalczyły sobie drogę pośród nieprzyjacielskich wojsk; pies Jazona Licyniusza po śmierci swojego pana, by wraz z nim umrzeć. Pies ma moc leczenia ran, liżąc je językiem, a język jego szczeniąt może wyleczyć uszkodzenia kiszek. Z przyrodzenia nawykły spożywać po raz wtóry to samo pożywienie, kiedy je zwymiotuje. Skromność ta jest symbolem doskonałości ducha, tak jak taumaturgiczna moc jego języka jest symbolem oczyszczenia z grzechów, oczyszczenia, jakie zyskuje się poprzez spowiedź i pokutę. Lecz to, ż pies wraca do tego, co zwymiotował, jest też znakiem, że po spowiedzi wraca się do poprzednich grzechów, (i ten morał był mi nader użyteczny tego ranka, by ostrzec moje serce, kiedy podziwiałem cudowności natury.)

|

(380)
– Ach, ach! – wykrzyknął Bernard [de Gui] zatroskanym głosem – czarny kot i czarny kogut… Przecież ja znam te parafernalia… – Wśród stojących dostrzegł Wilhelma. – Czyż nie znasz ich ty też, bracie Wilhelmie? Czyż trzy lata temu nie byłeś inkwizytorem Kilkenny, gdzie owa dziewczyna obcowała z diabłem, który ukazywał się jej w postaci czarnego kota?

Wydało mi się, że mój mistrz milczy z tchórzostwa. Chwyciłem go za rękaw, szarpnąłem i wyszeptałem z rozpaczą:
– Powiedzże mu, iż był do zjedzenia…
Wyzwolił się z mojego uchwytu i zwrócił się grzecznie do Bernarda:
– Nie wydaje mi się, byś potrzebował moich dawnych doświadczeń, by wyciągnąć swoje wnioski – rzekł.
– Ależ nie, są świadectwa znacznie większych autorytetów – uśmiechnął się Bernard. – Stefan de Burbon opowiada w swojej rozprawie poświęconej siedmiu darom Ducha Świętego, jak to święty Dominik, po wygłoszeniu w Fanjeux kazania przeciwko heretykom, zapowiedział niektórym niewiastom, że zobaczą, komu dotychczas służyły. I nagle, rzucił między nie przerażającego kota, wielkości dużego psa, o oczach wielkich i pałających, krwawym języku sięgającym pępka, ogonie krótkim i sterczącym do góry w ten sposób, że w którą stronę zwierzę się obróciło, pokazywało bezeceństwo swojego tyłka, cuchnącego jak żaden inny, tak przystoi bowiem temu odbytowi, który liczni czciciele szatana, a wśród nich nie na ostatnim miejscu rycerze templariusze, zawsze całowali podczas swoich zgromadzeń. Krążył ów kot wokół kobiet przez godzinę całą, a potem skoczył na sznur dzwonu i wspiął się po nim, zostawiając za sobą śmierdzące odchody. I czyż nie jest kot miłowany przez katarów, którzy według Alanusa ab Insulis wzięli swe imię od catus, gdyż całują zadek owej bestii, uznając ją za wcielenie Lucyfera? I czyż nie potwierdza tej szkaradnej praktyki również Wilhelm z Owernii w De legibus? I czyż nie powiada Albert Wielki, że koty są potencjalnymi demonami? I czyż nie przytacza mój czcigodny konfrater Jakub Fourier, jak na łożu śmierci inkwizytor Gaufrida z Carcassonne pojawiły się dwa czarne koty, które były niczym innym, jak demonami pragnącymi uczynić pośmiewisko ze śmiertelnych szczątków?

Szept przerażenia przebiegł przez grupę mnichów, wielu z nich uczyniło święty znak krzyża.

|

Strasznie to niesprawiedliwe, ale:

(367)
– Księgi nie po to są, by w nie wierzyć, lecz by poddawać je badaniu.

 

wątek lodówki| 31 października 2009

Lodówka, jako oś organizująca porządek wszechświata. I take buwaje.

Poza tym, zaskakująca spiwzwucznist’, przy czym drugi fragment, chronologicznie późniejszy zdaje się twórczo rozwijać błyskotliwą ideę zawartą w chronologicznie wcześniejszym tekście pierwszym, tym nie mniej taka inspiracja z obiektywnych względów nie mogła być możliwa.

Jak powiedział Jung, wszystko sprowadza się do archetypów. (Czy ludzie jaskiniowi mieli światło w lodówce?)

|

„Afanasij szykował śniadanie, którego menu nie zmieniało się od ilu już lat, od ilu już dni; herbata, jajecznica, grzanki. Afanasij był w nadzwyczaj dobrym humorze i wszystko go tego ranka cieszyło: jego wyrobione przez dziesięciolecia ruchy, jego ręce, które zgrabnie zapalały zapałki, wstawiały wodę, kroiły chleb, rozbijały jajka, sypały sól; cieszyły go filiżanki i talerzyki, równiutko ustawione w kredensie, i idealnie czyste łyżki i widelce, które błyszczały w słońcu, wielka biała lodówka, której okresowe pomrukiwanie nadawało życiu porządek i sens.
Afanasij także pomrukiwał piosenkę:
– Łyżeczki moje, łyżeczki! – śpiewał. – Spodeczki moje, spodeczki! Ach, moje filiżaneczki! Codziennie rano siadał do śniadania na swoim ulubionym miejscu, plecami do okna; codziennie rano od razu zmywał po sobie naczynia; n i g d y  w jego zlewie nie zalegał brudny talerz.” (Juhasia Kalada, Traktor albo błąd w sztuce, tłum. K. Kotyńska)

|

„Ale nie nadszedł upragniony spokój i błogość nie odnowiła się w jego duszy (…). Wówczas Andrij Wasylowicz w dużym pośpiechu, by zdążyć przed powrotem żony, wyciągnął z ogromnego fińskiego kuchennego kredensu karafkę z wódką, nalał szybciutko kieliszek, wypił i zakąsił szprotami z otwartej puszki stojącej w lodówce. Tylko lodówka wywołała chwilową radość w jego duszy – cichuteńko jak w bajce otwarły się jej śnieżne drzwiczki i w środku automatycznie zapaliło się posłuszne światełko. Mykytaś kilkakrotnie otwierał i zamykał te drzwiczki i za każdym razem ogarniała go fala rozczulenia, gdy sterylne wnętrze aparatu rozjaśniało się łagodnym i kojącym światłem. No cóż, dobre i to.” (J. Szczerbak, „Z kroniki miasta Jaropola”, tłum. F. Nieuważny*)

* Proszę p. Florka nie posądzać o nieuważny przekład.

 

хочу жити там, де п’єци | 11 stycznia 2009

почнемо з класика:

“З віком я почав любити зиму взимку, а літо влітку. Мені перестали подобатися перегріті хати. Тому я щасливий, що у моїй старій і запущеній квартирі працюють печі, а не батареї. У цьому всьому є особливий чар. Коли за ніч печі вистигають, вранці стає холодно навіть у ліжку, але треба вставати у ще більший холод, накинути на плечі старе пальто і перш за все запалити у п’єцах. Дуже приємно напалювати у кухні, у лазничці, гріти воду для миття у цебрах і баняках. Не можна йти з дому, поки не виключений в печах вогонь. І коли вже йдеш, то ніде, крім кухні, ще не тепло, бо кімнати нагріваються повілніше, ніж кахлі. Дуже приємно також не палити задля економіки у якійсь із кімнат, і там – холод спіжарки.

Приємно спалювати у печі горіхову шкаралупу, листи, вітальні картки, гілочки новорічної ялинки. А потім вибирати попіл лопаткою і зберігати до внсни для городу. Преємно курити в піч, слухати в ночі гомін вітру і хурделиці у коминових лабіринтах. А ще приємно не залежати від жодних графіків подачи тепла – тоді можна марзнути взимку або попалювати в хаті посеред зимних літніх дощів. Але найголовніше – добові перепади нагрітості помешкання дають можливість жити природним ртитмом, а не бути об’єктом великого комфортного інкубатора. Тому я хочу жити дам, де п’єци.” (Т. Прохасько)

|

“Мені не хотілося спати. Вдома я відчинив вікно й довго стояв біля нього. Надворі вогкий осінній ранок, і далечінь завезлася туманом. Тихо. Дерева стоять похнюпившись, і чути, як падають інші сльози на землю. Вони плачуть, бо йде зима; бгається їхня душа й ховається десь глибоко від морозів. Плаче природа, й туманом повстають її сльози над землею.

Як чудно! Тут смерть, а ми надягнемо кожухи, запалимо грубки й електрику та житимемо взимку, як улітку, ще навіть радіючи з різноманітності. Ми підемо в театри, в гості, а тут мерзнутиме трава снігом і спиняться ріки.” (В. Підмогильний)

|

“Ojciec nigdy nie wychodził z domu. Palił w piecach, studiował nigdy niezgłębioną istotę ognia, wyczuwał słony, metaliczny posmak i wędzony zapach zimowych płomieni, chłodną pieszczotę salamander, liżących błyszczącą sadzę w gardzieli komina.” (B. Shulz)

 

+

tribute to Oleg Lyshega

zagolovok nedorechnyj, ale nav’yazuyet’sya.
sjuzhet p’yeca, ta bil’she – poklon dlya glybynnoyi, pervisnoyi mudrosti ciyeyi lyudyny

i velykoyi, grandioznoyi skromnosti

“(…) Коли ми жили у Глевасі і я писав – завжди з тими дровами. Це був такий глибинний, дуже суттєвий рух. Треба було знайти ті сосни, що ростуть у лісі, все якось зробити. Потім ми з Нелею везли на санках. Але це був величезний рух. Набагато глибший, аніж те, що кожен день електрика курсує між Глевахою і Києвом. Вона нічого не значила. Потому треба було розпиляти їїх, поколоти, спалити. І аж тоді… То там був свій рух, взаємозв’язаний з вогнем. Але там був зв’язок і з соснами, і з лісом. Непросто все було.

А тут – людина в місті. Часом всі її операції хаотичні. Ти залежиш від того, від того, треба те, те. Ти не замислюєшся над тією логікою (хоч мабуть, є логіка).”
(О. Лишега dlya Inshogo formatu)

 

śledzenie wątku Cyrila | 28 listopada 2008

компаративістичний підхід
w kolejności w jakimś sensie (chrono)logicznej
хоч все вийшло від Ціріла (Кирила), jakiego z powyższych względów zamieszczamy na końcu


“Pisarz nigdy nie zapomina dnia, kiedy po raz pierwszy przyjmuje pieniądze lub pochlebstwo w zamian za opowieść. Nigdy nie zapomina tego momentu, kiedy po raz pierwszy słodka trucizna próżności zaczyna krążyć mu w żyłach, wierząc, że jeżeli zdoła ukryć swój brak talentu, sen o pisarstwie zapewni mu dach nad głową, ciepłą strawę pod wieczór i ziści jego największe marzenie: ujrzy swoje nazwisko wydrukowane na nędznym skrawku papieru, który zapewne go przeżyje. Pisarz skazany jest na wieczne wspominanie tej chwili, bo właśnie wtedy został zgubiony na zawsze, a za jego duszę wyznaczono cenę.” (Carlo Luis Zafon, Gra anioła)

|

“Переглядати рукописи, старі й знову прислані, було йому першими днями дійством священним, справою виключної важливості, бо ж він на собі дізнав, який запал, розпач і надію вкладає – часто в малописемні рядки – далека молодь, тягнучись, як і він, до літературного світла, прагнучи виявити с в о ї, тобто найкоштовніші для кожного думки й почуття, висловити с в о є – отже, для кожного найправдивіше! – ставлення до світу над, перед і під собою. Він ретельно перечитуав рядки зшитків та аркушів, каліграфічно писаних, часом прикрашених наївними віньєтками, а іноді і ілюстраціями для принадності, та додані до них листи, що їїх автори обмислювали, може, тижні, щоб прибрати в ввічливі, скромні рядки ті гордощі й радість, що в серці їхньому буяла. Там, десь далеко по селах, містечках і містах чекала ця безліч авторів, чекала ця безліч авторів, чекала в погноблених і лицарських позах появи свого твору, відповіді, зауважень, і Степан, те чекання почуваючи, гортав і гортав цілими вечорами шматки різноманітного паперу, від бібули до гатунків найвищої якості, писані різними чорнилами і різною рукою, невтомно пильнуючи, щоб не зжагубилось щось цінне серед навали, переймаючись безмежним співчуттям до невдах і для всіх маючи в серці слово ласки і збадьорення.
Але через кілька день уже зрозумів, як мало талантів, яка невдячна робота шукати перлів у цьому паперовому морі, а через тиждень уже стомився, уже обурювався на смішні претензії невдах писати свої безглузді оповідання і ще безглудіші вірші. І, зрештою, став такий, як кожен мусить стати, як тюремник стає серед в’язнів – тобто глузував із нікчемних потуг і розповідав знайомим як анекдоти ті дурниці, що інші пишуть. Іноді і самі автори заходили, розгублені, чи поважні, заходили з почуття оскарженого перед вироком суду у цей золотодарний край, де слава і шаноба лежать, здається, так мілко, і він вислохував їїх серйозно, відповідав їїм чемно і приємно, але в душі сміявся з них, бо й справді вони тільки смішні були своєю непевністю, побожністю та затаєною зневагою.” (Підмогильний, Місто)

|

“Cyril nie pojmuje, do jakiego stopnia się mylił. Wcale nie wystarczy wyłonić z lawiny manuskryptów te, które zasługują na obronę, na opublikowanie. Trzeba rozpoznać także maszynopisy, których autorzy znajdują się w niebezpieczeństwie, ulegli zatruciu atramentem Watermana, zaślepieniu i otumanieniu własnym uniesieniem, którzy drążą stalówkami swych piór głębokie tunele, nie zdając sobie sprawy z tego, że nigdy nie wydobędą się na powierzchnię, ani z tego, że światełko, które biorą za odblask uniwersum, jest tylko anemicznym płomykiem ledwie widocznym w mrokach ich skołatanej myśli i ubogiej wyobraźni.” (Jean Marie Laclavetine, Przeklęta pierwsza linijka)