biblioteka, bibliotekarka, ubytkowanie | 11 stycznia 2020

“Dziś schodzimy w głąb, pod ziemię, do pomieszczenia leżącego głęboko pod stukotem obcasów i młotów pneumatycznych, niżej niż szczury i mityczne aligatory, niżej nawet niż kości Algonkinów i tygrysów szablozębnych – do biura numer 99, małego, białego i dusznego kubiku pod Biblioteką Miejską Empire City. Tu, głębiej niż biegną tory metra, siedzi przy biurku panna Judy Dark, młodsza referentka w dziale katalogowania tomów wycofanych z obiegu. Tak wynika ze stojącej na blacie plakietki. Jest szczupła, blada, ma na sobie zwykły szary kostium, życie ewidentnie ją omija. Dwa razy w tygodniu do jej pokoiku przychodzi mężczyzna o skórze koloru gotowanej gazety i zabiera na wózek książki, którym ona oficjalnie wystawiła akty zgonu. Co jakieś dziesięć minut ściany trzęsą się od grzmotu przejeżdżającej wyżej kolejki podmiejskiej.
Tej konkretnej jesiennej nocy Judy czeka kolejny samotny wieczór. Usmaży sobie sznycel i poczyta przed snem, bez wątpienia coś o magii i romansie. Potem, we śnie, który nawet jej wyda się banalny, panna Dark przywdzieje zbroję i jedwabie i wyruszy na poszukiwanie przygód. Następnego ranka obudzi się samotnie i wszystko powtórzy się od początku.
Biedna Judy Dark! Biedne bibliotekarki całego świata, te dziewczyny skrywające swoją urodę, na zawsze przysłaniające ją okrutnymi okularami w wielkich rogowych oprawkach!” (Michael Chabon, Niesamowite przygody Kavaliera i Claya)

“UBYTKOWANIE

Kobieta w średnim wieku, niespecjalnie zdobna, bez widocznych pretensji w wyglądzie. Stoi przed stołem bibliotekarki. Szuka konkretnych książek i to zdradza – stojącym za nią w kolejce – jej sekret.
Przychodzi mi na myśl, że szuka kryjówki.
Mówi, że chciałaby zajrzeć do ulubionych lektur z dzieciństwa. Przypuszczam, że w nich ma nadzieję się schować. Magia słowa tkwi w tym, że tworzy ono obrazy. Literaturą, pisał Parandowski, rządzi inny czas niż ten, który reguluje życie potoczne, a nawet ten, co przesuwa wskazówki na zegarze historii. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość nie są w literaturze rozgraniczone prostą kolejnością, nie mają w ogóle własnych granic, płyną wspólnym i jednolitym strumieniem. Dlatego kiedy kobieta w średnim wieku pyta o książki z czasu, gdy była panienką, przychodzi mi też na myśl, że chciałaby do nich wskoczyć i wyskoczyć po tamtej stronie. W młodość, która trwa nadal.
Wyciąga z torebki kartkę. Pokazuje konkretne tytuły, ale bibliotekarka nie może ich znaleźć.
– Żadnej książki tych pisarek…? – martwi się kobieta.
Bibliotekarka wreszcie natrafia… na jedną!
– Uratowała ją pani przed wyrokiem – mówi.
– Przed wyrokiem? – dziwimy się wszyscy w kolejce.
– Już mieliśmy zacząć ubytkowanie. Książek, których nikt nie wypożycza, nic nie uratuje. Bibliotekarka bierze książkę do ręki i czule do niej szepcze:
– Widzisz, kochana, uniknęłaś selekcji, jeszcze sobie pożyjesz.
– Selekcji ?
Bibliotekarka patrzy na nas zdumiona.
– Oczywiście. Usuwamy książki, które są bardzo zniszczone, pomazane, z wyrwanymi kartkami, zdezaktualizowane. Ale również mamy obowiązek eliminować książki niepoczytne. Takie, które nie były wypożyczane przez dziesięć lat. A są biblioteki, gdzie wystarczy, że przez pięć lat człowiek książki nie dotknie i już jej los jest przesądzony.
– I co się z nią wtedy dzieje?
– Książki ubytkowane oddajemy na makulaturę – po wyrwaniu stron z pieczątkami biblioteki. Kwitek ze skupu makulatury jest dołączany do protokołu ubytkowania – dowodu na utylizację papieru. Tylko proszę się nie śmiać, takie są przepisy.
Nie śmiejemy się, wręcz przeciwnie.
– A jak z czystym sercem ubytkować książkę, która stoi na półce? – pyta bibliotekarka.
– Serce by mi pękło – mówi kobieta, która przyszła po młodość.
– Tak zwane organy prowadzące oczekują, że każdego roku coś zubytkujemy. Żeby wykazać, że księgozbiór żyje. Coś kupimy, coś wyrzucimy. No ale jak wskazać książkę do ubytku? Najczęściej wybiera się te, które są w kilku egzemplarzach, wtedy organ zadowolony, a serce bibliotekarki całe. Biblioteki najczęściej robią selekcję z bardziej prozaicznej przyczyny – braku miejsca na nowe zakupy. Dawniej takie ubytki wystawiało się na półkę i sprzedawało za tak zwaną złotówkę na ołówek dla bibliotekarki. Nigdy nie użyłam takich argumentów do ubytkowania: „książka nie była czytana”, „książka nie w kanonie”. Wierzę, że każda kiedyś komuś może być potrzebna… Mam z tym problem psychiczny. Nauka wyniesiona z domu, że chleba i książki nie wyrzucamy. Trzeba zaznaczyć, że biblioteka nie może usunąć w danym roku więcej pozycji, niż zakupiła. Aktualnie selekcjonuję te wydane w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, więc z tymi autorkami na liście dobrze pani trafiła.
Bibliotekarka wręcza kobiecie uratowany egzemplarz.
Przychodzi mi na myśl coś banalnie oczywistego: słowa nie są zwierciadłem rzeczywistości. Wyraz „ubytkowanie”! Wymyślony, żeby zakląć fakty w coś innego. Nie „palenie książek”, nie „wyrzucanie”, nie „niszczenie”, tylko „ubytkowanie”. Słowo, które nie ma emocji.
Kobieta siada przy stoliku, przegląda książkę. Nagle chowa ją do torebki, mówi:
– No to mi się udało, do widzenia… – i wychodzi, uśmiechając się do siebie.
Na stole zostawia kartkę.

Ludwika Woźnicka – „Wdowa i lokator”, Iskry, 1972
Ludwika Woźnicka – „Ocalenie”
Ludwika Woźnicka – „Dzieci Europy”
Ludwika Woźnicka – „Czarka”, 1961, 1970
Ludwika Woźnicka – „Było takie lato”, „Niebieska kula”
Zofia Woźnicka – „Było takie lato”
Ludwika Woźnicka – „Czarka i ja”
Zofia Woźnicka – „Londyn i ja”
Zofia Woźnicka – „Krzyk w nocy”, 1970
Ludwika i Zofia Woźnickie, „Dortmundzkie opowieści”, Czytelnik, 1959″
(Mariusz Szczygieł, Nie ma)

Leave a comment