wątku biblioteki ciąg dalszy |15 czerwca 2020

“Biblioteka była wolnostojącym, wysokim budynkiem. Miała w sobie coś uroczystego i zarazem upiornego: pasowałaby do czołówki filmu grozy, w rodzaju tych brytyjskich, z napisem THAMES na początku (które telewizja nadawała niekiedy w czwartki), zwłaszcza że stała nad samą rzeką. Może chodziło o poszarzały tynk, o wielkie okna, a może o subtelny brak symetrii. Klatka schodowa, do której prowadziły olbrzymie schody, znajdowała się niby na osi gmachu, jak trzeba; ale ryzalit, którego środek powinna była zajmować, był przesunięty w lewo i sugerował, że po jego przeciwnej stronie należałoby oczekiwać jeszcze jednego skrzydła. To właśnie drugie skrzydło biblioteki, nieistniejące, zapowiadało mgliście wszystkie historie, jakie pozostaną niezapisane, tajne czy też THAJNE.

Jarko, wstępując po owych schodach, miał wrażenie, że wkracza do świątyni – i naprawdę był to jakby kościół, tyle że postawiony na sztorc. Kruchtę od góry do dołu wypełniały stopnie, dolna nawa zawierała Wypożyczalnię dla Dorosłych, nawa górna Wypożyczalnię dla Dzieci. Te stopnie ktoś niedawno wypastował: O żeż, jak tu ślisko! – zawołała Mama i kazała Jarkowi trzymać się poręczy, choć to Mama o mało nie wywinęła przed chwilą orła, nie on.

Na piętrze powitała ich świątobliwa cisza; pachniało przesuszonym papierem pakowym, kurzem i pastą do podłogi. Spomiędzy regałów wysunęła się, początkowo nieodróżnialna od nich, starsza pani w grubych okularach. Zaczęła zaraz mówić o upadającym zdrowiu młodzieży, o konieczności przyzwyczajania dziecka do lektury już od małego i dobrze, że pani z nim przyszła, choć on pewnie jeszcze nie czyta zbyt sprawnie. Autor Czerwonego szeryfa słuchał tego wszystkiego z poczuciem wyższości, które pewnie było niegrzeczne, więc żeby się z nim nie zdradzić, poszedł rozejrzeć się wśród dzieł innych pisarzy. Mama tymczasem załatwiała formalności. Na półkach stały osobno podręczniki, literatura poradnikowa, książki popularnonaukowe i encyklopedie, aktualne czasopisma dziecięco-młodzieżowe, literatura dziecięca, literatura przygodoooooooowa (przepraszam, podłogi w Bibliotece były naprawdę śliskie), literatura fantastycznonaukowa, baśnie i legendy, Klub Siedmiu Przygód oraz Lektury Szkolne. Szare grzbiety miały w sobie coś niedotykalnego, jakby naznaczyły je zarazem zmaza i świętość; wabiły setkami historii i równocześnie odstręczały tym, że już tylu czytelników wysysało z nich sekretną treść. W tym przybytku nobliwym i zarazem nieprzyzwoitym, choć teraz podejrzanie pustym, wesoła gazetka ścienna, głosząca radość Wakacji z Książką, wydała się Jarkowi skandalicznym dysonansem, jakby przed ołtarzem ktoś zaczął grać w siatkówkę. Żeby otrząsnąć się z tych dziwacznych odczuć, próbował wyobrazić sobie, że oto detektyw Jerry Willer krąży między półkami, by przydybać mordercę, skrytego za licznymi egzemplarzami Serca Amicisa, ale nie był w stanie! Może nagromadzone tu historie wypychały spomiędzy siebie tę jego, niespisaną i zbędną? Biblioteka była sobą i niczym innym, matecznikiem opowieści, a nie ich tłem. Zabrał z niej trzy książki, które potem, gdy nikt nie widział, obwąchał nieufnie. Ale właśnie w ten sposób ostatecznie popadł w uzależnienie: zapach przywiązał go do świątynnego gmachu nad rzeką, gdzie wracał odtąd regularnie.”


“(…) dobra była jego decyzja w sprawie Biblioteki, którą właśnie był podjął… Postanowił bowiem przepisać się z wypożyczalni dla dzieci do wypożyczalni dla dorosłych. Wreszcie miał do tego prawo.

Różnica okazała się mniejsza, niż się spodziewał. Do dolnej nawy książkowego kościoła wchodziło się po kilku schodkach z ulicy, nie trzeba było wlec się na pierwsze piętro. Poza tym jednak sala była taka sama jak tam, takie same i tak samo rozstawione regały, a wreszcie taka sama starsza pani w okularach, chyba siostra bliźniaczka tamtej z wypożyczalni dziecięcej, zmaterializowała się po jego przyjściu. Obejrzała dokładnie legitymację szkolną, no tak, skoro ma już piętnaście lat, to zasadniczo… Choć z drugiej strony namawiałaby raczej… Istnieją względy formalne, ale ponadto… Jarko już-już chciał warknąć, że nie będzie korzystał z wypożyczalni dla maluchów, ale naraz ogarnęła go melancholia: zdecydowanie należało wybrać się na tę wyprawę kiedy indziej, nie tego dnia, gdy od rana nic się nie udaje. Poczuł się dzieckiem, które próbuje udawać dorosłego, choć tutaj częściej czuł się, nie wiedzieć czemu, dorosłym udającym dziecko, więc zgarnął swoją legitymację z westchnieniem i skierował się do drzwi: Jak nie, to trudno. Słowa te zmieniły sytuację jak magiczne hasło. Zaraz, zaraz – zawołała pani w okularach. Nawet jakby się uśmiechnęła. – Co kolega taki w gorącej wodzie kąpany? Muszę się skonsultować. – Zabrała mu legitymację i zniknęła; kompletna cisza sprawiła, że Jarko nie umiał uwierzyć w rozmowę, prowadzoną w sąsiednim pomieszczeniu niesłyszalnym szeptem, i wyobraził sobie, jak bibliotekarka odczekuje za drzwiami pięć minut, wpatrzona w reprodukcję portretu Stefana Żeromskiego, żeby młodzieńcowi się nie wydawało, że to takie proste. Nim zdążył się zganić, że przecież Dorośli tak nie robią, był już członkiem wypożyczalni, tyle że jako Nieletni miał prawo do jednorazowego wypożyczenia jednego woluminu, a nie trzech.

Ruszył w obchód między półkami, z nagłą paniką uświadamiając sobie, że tu większość nazwisk nic mu nie mówi, tytuły są enigmatyczne, a serie wydawnicze niczego nie sugerują. Choć zamiast szarego papieru, w który obłożone były książki dla dzieci, większość pozycji miało eleganckie obwoluty z przezroczystej folii, po okładkach nie mógł się zorientować, co skrywają w środku. A przy drzwiach czatowała pani, która z pewnością oceni jego dorosłość po wyborze, jakiego dokona… Pomyślał, że przydałaby mu się Mama i zaraz wyzwał się po cichu od idiotów: z Mamą przyjść do wypożyczalni dla dorosłych to byłby już obciach i kompletna mogiła. Już prędzej z Krysią; w tym zaskakująco nieżyczliwym Labiryncie potrzebował jakiejś Ariadny i nagle pomyślał z ulgą o innych czytelnikach, którzy przecież, u licha, korzystali z tego księgozbioru. Z miną lekko znudzoną wrócił więc w pobliże stolika pani w okularach, bo zapamiętał, że tuż koło niej znajduje się półka z napisem OSTATNIO ZWRÓCONE. Zaraz na samym wierzchu leżała tam zielona broszura, na której skrzydełku znalazł informację, że to interesujący debiut, prezentujący awangardowy nurt polskiej powieści. To było to!”

(Jerzy Sosnowski, „Sen sów”)

Leave a comment